Widok na Wysoki Wierch, w tle Trzy Korony.

Pieniny Ultra-Trail® – Co za Góry! Co za Przygoda! 

Bieganie po górach, to doświadczenie niezwykłe. Tu poczujesz swoje emocje – w ambicji, rywalizacji, radości, wolności, spotkaniach z ludźmi, przemierzaniu bezkresu gór czy pokonywaniu własnych słabości. Jedno jest pewne – zobaczysz więcej siebie.

Pieniny Ultra-Trail® to jedyna w swoim rodzaju atmosfera, tworzona przez biegową społeczność, w której każdy jest ważny i wyjątkowy. Spotykamy się na 6 trasach, od 10 km do 95 km. Zapraszamy także dzieci i młodzież, którym otwieramy biegowy świat na Mini Pieniny Ultra-Trail®. 

Pieniny Ultra-Trail® to piękno biegania, górskiej natury, radości i wolności.

Trailrunning w Pieninach, widok na Trzy Korony.

Pieniny Ultra-Trail® – biegowa przygoda, którą doskonalimy od 10 lat!

Wydarzenie stworzone w 2013 przez trójkę pasjonatów gór, biegania, przygody i organizacji wydarzeń. Przez lata znane jako Biegi w Szczawnicy organicznie rozwijało się i rozrastało, ewoluowało, odpowiadając na potrzeby uczestników, chwili i czasu.

Dziś jest jednym z największych i najbardziej lubianych festiwali biegów górskich w Polsce. W 2022 zdecydowaliśmy się na kolejny krok, zmieniliśmy nazwę i logo tak, by lepiej odzwierciedlić, to czym są szczawnickie biegi dzisiaj. To Pieniny Ultra-Trail®. Spotykamy się niezmiennie w kwietniu, niezmiennie w Szczawnicy, niezmiennie oferując przepiękne trasy, wspaniały klimat, niepowtarzalne widoki i przygodę, która trwa od 10 lat.

Zachód słońca w Pieninach

Pieniny Ultra-Trail® – wartości, które są nam bliskie:

Pieniny Ultra-Trail® to odzwierciedlenie wartości, które są nam bliskie. To one nadają kierunek naszym działaniom, porządkują naszą rzeczywistość i sprawiają, że Pieniny Ultra-Trail® są niezwykłą biegową przygodą.

Pieniny Ultra-Trail® – tu rządzą:

  • autentyczność i naturalność
  • otwartość i szacunek
  • radość i przebojowość 
  • innowacyjność i odwaga
  • odpowiedzialność i jakość działania
  • empatia i serdeczna uważność

Tworzymy to piękne biegowe wydarzenie, w cudownym regionie Polski dla Was. Chcemy, żebyście czuli się tu bezpiecznie, komfortowo i jak najbardziej wyczekiwani goście. 

Dbamy o poziom sportowy wydarzenia, od 2015 roku organizujemy Mistrzostwa Polski w biegach górskich, dokładając wszelkich starań, aby dla wszystkich uczestników było to prawdziwe święto polskiego biegania.

Mamy też świadomość, że wraz z rozwojem wydarzenia spoczywa na nas coraz większa odpowiedzialność za decyzje, które podejmujemy. Wiemy, że nasz głos i nasza postawa są wzorem dla wielu osób i organizacji. W ramach wydarzenia podejmujemy działania w najważniejszych dla nas obszarach, jak: bezpieczeństwo, ekologia, charytatywność, serdeczna uważność czy postawa fair play.

Biegacz na Polanie Poczekaj.

Zaczęło się tak, jak zaczynają się wielkie przygody: od telefonu z propozycją. Za telefonem poszły czyny i w 2012 roku w Szczawnicy wystartował pierwszy multidyscyplinarny rajd – Mountain Touch Challenge. Sto kilometrów wyrypy po górach: pieszo, kajakiem, wpław, rowerem… A co było dalej?

 

Rok później w biegowych kalendarzach najjaśniej błyszczał równie trudny, co kuszący Bieg Granią Tatr. W zafascynowanych Pieninami głowach zrodził się pomysł na imprezę biegową, która pozwoliłaby zdobyć punkty kwalifikacyjne do BGT. Tak powstała trasa Wielkiej Prehyby. W międzyczasie pojawiła się też Fundacja Rak’n’Roll. Wygraj Życie!, która stworzyła Hardy Team składający się z osób wracających do aktywności po chorobie nowotworowej. To między innymi dla nich powstał Hardy Rolling. Po około dwóch miesiącach przygotowań odpaliliśmy pierwszą edycję Biegów (wtedy „Górskich”) w Szczawnicy. Przyjechało około 200 osób.

Pierwsza edycja była badaniem okołoszczawnickich gruntów. Dosłownie i w przenośni. Mieliśmy mnóstwo zapału i marne pojęcie o organizacji biegów (patrząc z dzisiejszej perspektywy). Uczestnicy górskiego maratonu Wielka Prehyba zwiedzili okolicę, startując z promenady nad Grajcarkiem. Po drodze czekały na nich tylko dwa punkty żywieniowe: w Schronisku na Przechybie i w Schronisku pod Durbaszką. Do mety zlokalizowanej na deptaku nad Grajcarkiem dobiegło 116 osób, w tym 16 kobiet. Najszybszy był Jan Wąsowicz, który pokonał trasę pierwszej Wielkiej Prehyby w 3 godziny i 47 minut. Za nim Lucjan Chorąży, któremu zajęło to 4 godziny, a 5 minut później dołączył do nich Kamil Jezierski. Wśród kobiet triumfowała Ewa Majer z czasem 4:40, druga była Iwona Turosz (4:54), a na trzecim stopniu podium stanęła Tamara Mieloch (5:19).

Hardy Rolling został zaplanowany jako krótki, ale intensywny wycisk w najbliższej okolicy. Zawodnicy wystartowali z promenady nad Grajcarkiem, żeby po chwili wspinać się po stoku narciarskim aż do Szafranówki. Stamtąd w dół niebieskim szlakiem i na koniec powrót wąwozem znów na promenadę. Razem 5,7 kilometra o dodatnim przewyższeniu wynoszącym 350 metrów. Pierwszą edycję Hardego Rollingu ukończyło 101 osób, wśród których 52% stanowiły kobiety! Najszybszy był Kacper Piech, który uporał się z tą trasą w 28 minut, za nim Kamil Byrtek – 30 minut, a jako trzeci dobiegł Dariusz Marek w 31 minut. Wśród kobiet różnice na mecie były równie niewielkie. Gabriela Rolka pokonała trasę w 36:30, Kamila Głogowska w 37 minut, a Róża Mórawska w 39 minut. Całą pierwszą edycję Biegów w Szczawnicy ukończyło 217 osób, w tym 68 kobiet i 149 mężczyzn. Niektórym na pewno na długo w pamięci zapadło uciekanie przed burzą z grani Małych Pienin. Mimo, że nie mieliśmy profesjonalnego pomiaru czasu, a tuż po starcie przyszła burza i wichura rozniosła w pył nasze namioty, położyła wszystkie obanerowane płotki niczym domek z kart, i wyrwała z ziemi bramę startową, to biegaczom coś w tym wydarzeniu się spodobało.

Rok później Pieniny Ultra-Trail znacząco się rozrosły. Większy budżet pozwolił na wynajęcie profesjonalnego pomiaru czasu, pojawili się też pierwsi poważni sponsorzy. Do Szczawnicy przyjechało już ponad 600 osób. Podczas drugiej edycji Biegów w Szczawnicy pogoda stanowiła prawdziwe wyzwanie. Szlaki płynęły błotem, widoczność była tragiczna. Rekonesans tras przed imprezą był robiony prawie po omacku. Niektórzy uczestnicy na mecie wyglądali tak, jakby w tych pienińskich lasach spędzili tydzień. Oferta biegów powiększyła się o najdłuższą i najtrudniejszą trasę – Niepokornego Mnicha. Prawie stukilometrowy bieg pokazujący uroki polskich i słowackich Pienin okazał się bardzo wymagający – do mety dotarło 73% startujących, z czego wielu w okolicach limitu czasu. Jeśli ktoś wybrał Mnicha jako kwalifikację do UTMB, musiał swoje punkty wyszarpać siłą, wygrzebać spod tony błota, prawdziwie na nie zasłużyć. Linię mety przekroczyło 127 osób, w tym tylko 4 kobiety.

Pierwszy na mecie zameldował się Lucjan Chorąży z czasem 10 godzin i 22 minuty. Jako drugi dobiegł Oskar Zimny, który spędził na trasie 50 minut więcej (czas 11:20:45). Trzeci był Piotr Kłosowicz z wynikiem 11:28:01. Wśród kobiet znów na szczycie podium, tym razem innej trasy, stanęła Ewa Majer z czasem 11:47:49, mając prawie 3-godzinną przewagę nad konkurencją! Kolejne na mecie były Iza Burzyńska (14:23:18) i Dominika Dulęba (14:25:20). W drugiej edycji Wielkiej Prehyby padł nowy rekord trasy. Bartosz Gorczyca pokonał te trasę w czasie 3:33:39 (rekord pobity o 14 minut), zyskując 20-minutową przewagę nad rywalami. Drugi był Łukasz Szumiec z czasem 3:53:05, a wkrótce po nim Jan Wąsowicz – pierwszy zwycięzca Wielkiej Prehyby – z wynikiem 3:54:13. Wśród pań zwyciężyła Wiktoria Piejak z czasem 4:56:21 (bez rekordu), druga była Dagmara Kozioł (5:17:56), a za nią Iwona Turosz, która dobiegła z czasem nieco gorszym niż rok wcześniej (5:21:19). Drugą edycję Wielkiej Prehyby ukończyło 307 osób, czyli o ponad 190 więcej niż w poprzednim roku. Kobiety stanowiły 14% wszystkich finiszerów.

Hardy Rolling dał kibicom sporo emocji. Walka o męskie pudło było zacięta. Czterech pierwszych zawodników na mecie dzieliły sekundy, wszyscy oni mieli czas lepszy niż zwycięzca pierwszej edycji. Tym razem najszybszy był Robert Faron, ustanawiając nowy rekord trasy wynikiem 26:06. Zaledwie 14 sekund później na mecie zameldował się Józef Pawlica – 6 sekund przed trzecim Dariuszem Markiem. Czwartemu zawodnikowi zabrakło do pudła zaledwie 3 sekund! Wśród kobiet też padł nowy rekord trasy. Jako pierwsza na metę dobiegła Danuta Woszczek z czasem 31:46, poprawiając poprzedni rekord o ponad 4 minuty. Druga Ilona Kardas osiągnęła czas 39:35, a trzecia Kinga Pachura – 43:19. Na mecie Hardego Rollingu zameldowało się łącznie 103 osoby, wśród których tym razem była przewaga mężczyzn (61%).

Tylko jak nie będąc mieszkańcem Krakowa, trafić w taki dzień? Ze Szczawnicą jest podobnie. Gdy przez kilka lat przyjeżdżaliśmy tu tylko na weekendy, mieliśmy wrażenie, że tu zawsze pada albo jest mgliście. W rzeczywistości, często jest tak, że wszędzie pada, a tu nie! Zaczęliśmy to odkrywać w edycji z 2015 roku, gdy rozćwierkana wiosna hulała po wszystkich szlakach. I sprawdziło się znane wszystkim przysłowie: kwiecień plecień, co przeplata – trochę błota, trochę lata. Lepsza pogoda zaowocowała kilkoma nowymi rekordami tras, choć do biegania było wręcz za ciepło. Zwycięzcą Niepokornego Mnicha został Piotr Hercog z czasem 10:16:23, poprawiając poprzedni rekord trasy o prawie 13 minut i mając pół godziny przewagi nad drugim zawodnikiem – Oskarem Zimnym (10:47:19). Trzeci dobiegł Marcin Rembiasz z wynikiem 11:01:55. Wśród pań zabrakło naprawdę mocnej zawodniczki. Pierwsza na mecie Milena Pragnąca ze swoim czasem 15:04:43 rok wcześniej nie zmieściłaby się na podium. Druga była Bożena Czerwińska z czasem 15:21:55, a godzinę później do mety dotarła Agnieszka Faron (16:22:34).

W 2015 roku Wielka Prehyba po raz pierwszy została doceniona i w tej edycji otrzymała rangę mistrzostw Polski w długodystansowym biegu górskim. Zaowocowało to nowymi rekordami. Z czasem 3:30:08 wygrał Marcin Świerc, poprawiając poprzedni rekord o ponad trzy minuty i mając dwunastominutową przewagę nad rywalami. Drugi był Bartosz Gorczyca (3:42:05), a trzeci Kamil Leśniak (3:44:50). Wśród pań rekord trasy został zmiażdżony. Złotą medalistką mistrzostw Polski została Anna Celińska, która wynikiem 4:25:16 poprawiła rekord trasy o ponad pół godziny i dodatkowo miała na mecie prawie półgodzinną przewagę nad srebrną medalistką – Eweliną Matułą (4:52:41). Brązowy medal trafił do Martyny Kantor (5:02:23).

W tej edycji Biegów w Szczawnicy po raz pierwszy pojawił się dystans dla tych, którzy po sześciu kilometrach czuliby niedosyt, ale nie byli jeszcze gotowi na górski maraton. Chyża Durbaszka, czyli urokliwa dwudziestka ze startem w Jaworkach i metą w Szczawnicy, zwabiła ponad 200 uczestników. Z czasem 1:50:03 wygrał Vadim Kujalanskas, drugi był Jarek Maślanka (1:54:07), a trzeci Jacek Polak (1:56:19). Wśród pań triumfowała Natalia Tomasiak, której wynik – 1:58:57 – dał siódme miejsce w klasyfikacji generalnej. Druga była Agata Długosz z czasem 2:05:18, jako trzecia dobiegła Wioletta Dessauer z wynikiem 2:11:25.

Hardy Rolling pozostał bez spektakularnych rekordów. Bartłomiej Czyż wygrał z wynikiem 26:13. Po piętach deptał mu Dariusz Marek (26:29), a kilka minut później na metę wpadł Michał Kożuch (31:49). Wśród pań rekord trasy został pobity o 22 sekundy – Danuta Woszczek osiągnęła wynik 31:24. Druga na mecie była Ilona Kardas z czasem 36:12, a trzecia Sabina Bisztyga z wynikiem 38:15.

Wszystkie trasy trzeciej edycji Biegów w Szczawnicy ukończyło łącznie 839 osób, w tym 185 kobiet i 654 mężczyzn. W 2015 roku nastąpiła znacząca jakościowa zmiana – przenieśliśmy biuro zawodów ze szkoły podstawowej do Dworku Gościnnego.

W 2016 roku łączna liczba finiszerów wszystkich Biegów w Szczawnicy przekroczyła magiczny tysiąc. Razem na mecie zameldowało się 1118 osób, z czego kobiety stanowiły 26%. Temperatura nieco powyżej 10 stopni, słońce za chmurką, sucho, bez śniegu, prawie bez błota – takie warunki, jak widać, nie zdarzają się zbyt często. Rekordy padały hurtowo, choć nie wszędzie. Na Niepokornym Mnichu się nie udało. Tomasz Komisarz pokonał ultramaraton w czasie 10:24:41 bez zagrożenia ze strony rywali. Pół godziny później jako drugi na metę dobiegł Artur Baran (10:54:37), a trzeci był Remigiusz Rzepka (11:07:22). Wśród pań najszybsza była Iwona Ćwik – czas 12:20:43 dał jej wygraną oraz godzinną przewagę nad drugą zawodniczką. Marzka Janerka-Moroń dobiegła z wynikiem 13:23:08, a pięć minut później na mecie zjawiła się Joanna Pyrek (13:28:45).

Wielka Prehyba po raz drugi otrzymała miano mistrzostw Polski w długodystansowym biegu górskim, co przyciągnęło do Szczawnicy mocnych zawodników. Triumfował ponownie Marcin Świerc, poprawiając swój własny rekord trasy o prawie 15 minut. Tym razem dobiegł z czasem 3:15:19. Srebrny medal znów trafił do Bartosza Gorczycy, który pobiegł o 20 minut lepiej niż rok wcześniej (czas 3:21:57), a brąz zgarnął Miłosz Szcześniewski za wynik 3:32:03. Mistrzynią Polski i właścicielką nowego rekordu trasy została Edyta Lewandowska, osiągając czas 3:59:15 (rekord poprawiony o 26 minut). Srebro wywalczyła Dominika Stelmach z czasem 4:02:42, a z brązem wróciła do domu Martyna Kantor (4:18:11).

Druga edycja Chyżej Durbaszki przyciągnęła ponad 250 startujących. Padły nowe rekordy. Zwyciężył Kacper Piech, który czasem 1:31:29 poprawiał dotychczasowy najlepszy wynik o ponad osiemnaście minut. Niespełna dwie minuty po nim wpadł na metę Piotr Hercog (1:33:18), a kolejne trzy minuty później pojawił się Piotr Bętkowski (1:35:16). Wśród pań też został poprawiony rekord trasy, choć różnica nie była spektakularna – niecałe trzy minuty. Odstępy czołówki kobiet na mecie były bardzo niewielkie. Wygrała Iwona Flaga z czasem 1:56:09, druga była Justyna Grzywaczewska (1:58:21), a trzecia Emilia Romanowicz (01:59:36).

Na Hardym Rollingu również padły nowe rekordy. Kamil Jastrzębski wygrał bieg z czasem 23:40, mając jedynie 30-sekundową przewagę nad drugim Mateuszem Celakiem (24:11). Trzeci Krzysztof Bodurka przybiegł na metę kolejne trzydzieści sekund później (24:45). Wśród kobiet pierwszy raz został złamany czas 30 minut. Dokonała tego Anna Celińska, osiągając wynik 27:59 i mając sporą przewagę nad pozostałymi paniami. Druga była Gabriela Rolka (34:45), a trzecia Anna Żółtak (34:56).

Edycja z 2017 roku to biała plama w historii Biegów w Szczawnicy. To był prawdziwy test charakterów zarówno dla nas, jak i wszystkich uczestników. Dwa dni przed zawodami w okolicy miał miejsce największy jednorazowy opad śniegu od… wielu lat! Okolica była tak zasypana, że oznaczanie tras wymagało kopania korytarzy w śniegu, ściągnięcia sprzętu na gąsienicach, a wywiezienie rzeczy na punkty żywieniowe „terenowych potworów” z łańcuchami. Powyżej 1000 metrów pojawił się w ciągu 48 godzin nawet metr śniegu. Niepokorny Mnich po stronie słowackiej stał się zupełnie nieprzebieżny i na dzień przed biegiem podjęliśmy decyzję o skróceniu najdłuższej trasy do 64 km. Mnichowi została wcześniej przyznana ranga mistrzostw Polski w ultradystansowym biegu górskim. Na skróconego Niepokornego Mnicha przenieśli się mocarze walczący rok wcześniej o medale na Wielkiej Prehybie. Znów nie dał się zdetronizować Marcin Świerc, który osiągnął czas 6:06:38, po raz kolejny wygrywając zaciętą walkę z Bartoszem Gorczycą (6:11:38). Brązowy medal trafił do Wojciecha Probsta za wynik 6:21:21. Mistrzynią Polski, tym razem na dystansie ultra, znów została Edyta Lewandowska, poskramiając śnieżnego Mnicha w czasie 7:34:11. Dziesięć minut później przybiegła Anna Kącka (7:43:50), a jako trzecia na mecie zameldowała się Marta Wenta (7:51:53).

Wielka Prehyba pozostała bez rekordów. Żaden z wyników męskiego podium nie mieści się na liście dziesięciu najlepszych wyników w historii Wielkiej Prehyby. Wygrał Kamil Leśniak z czasem 3:50:27, drugi był Rafał Klecha (3:58:08), a niedługo po nim Robert Faron (3:59:17). Wśród pań triumfowała Natalia Tomasiak z czasem 4:42:59. Niecałe pięć minut później na metę wpadła Katarzyna Solińska (4:47:18), a jako trzecia – z jeszcze mniejszą przerwą – Sylwia Bondara (4:48:57).

Trzecia edycja Chyżej Durbaszki przyciągnęła ponad 300 zawodników. Panowie nie rozprawili się z rekordem trasy. Z czasem 1:36:34 wygrał Dariusz Marek, który do tej pory trzy razy stawał na podium Hardego Rollingu, jednak nigdy na jego szczycie. Drugi był Krzysztof Dołęgowski z czasem 1:40:18, a niecałą minutę później na mecie pojawił się Artur Baran (1:41:00). Wśród pań z czasem 1:54:12 zwyciężyła Martyna Kantor, poprawiając poprzedni rekord trasy o niespełna dwie minuty. Druga była Justyna Grzywaczewska (2:03:37), a trzecia Monika Mosiołek (2:05:53).

Na trasie Hardego Rollingu po raz pierwszy nie padł żaden rekord. Zwycięzca – Andrzej Bieniowski – ukończył bieg z czasem 29:23, minutę po nim na metę wpadł Michał Kożuch (30:25), a kolejną minutę później – Dariusz Listopad (31:29). Tylko jedna z pań – Kinga Pachura – osiągnęła wynik poniżej czterdziestu minut (37:33). Druga na mecie z czasem 41:32 była Martyna Warda, a za nią Anna Wszołek, kończąc z wynikiem 43:00.

Piątą edycję Biegów w Szczawnicy ukończyło 1217 osób, z czego 31% stanowiły kobiety.

Kwiecień jest w tym roku piękny. Wręcz niesamowity. Część drzew wypuszcza już z siebie soczystą wiosenną zieleń, a inne rozwijają białe pąki sprawiając, że górskie zbocza porośnięte lasem wyglądają wręcz bajkowo. Przez większość dni temperatura dobija do 20 stopni, śpiewające ptaki zagłuszają myśli, a zachodzące na bezchmurnym niebie słońce wspaniale wyostrza wszystkie górskie granie.

Kwiecień. Zapomnieliśmy już jak przyroda budzi się wiosną do życia, bo od siedmiu lat spędzamy ten czas głównie przed ekranami komputerów. Szukając więc pozytywnych stron całej tej epidemicznej sytuacji, możemy powiedzieć, że miło jest zobaczyć wiosnę. Jednak z drugiej strony, stanąć 25 kwietnia na starcie, na którym nie będzie startu, a tylko zwykły most… Dobrze, że trzeba nosić maski, bo dzięki nim nie będzie widać smutku na naszych twarzach. Okazuje się jednak, że w ten jeden weekend kwietnia pogoda ma być fatalna. Biomet niekorzystny, 90% nieba zasnute chmurami, odczuwalna temperatura od 6 stopni w nocy do 8 stopni w dzień i oczywiście deszcz. Przez całą noc i przez cały dzień. A najsilniejszy między 12 a 13. Wtedy witalibyśmy na mecie mistrza i mistrzynię Polski. Ech. Świetne warunki, żeby napić się piwa na mecie, przepraszam, na moście.

Dziś naszym dominującym uczuciem jest smutek. Dobry czas na refleksję. Ale również na to, żeby przekuć tą energię w nadzieję i coś pozytywnego. Po każdej, nawet najdłuższej i najbardziej intensywnej burzy w końcu wychodzi słońce. Może się okazać, że jest trochę bałaganu do uprzątnięcia, ale jednocześnie wszystko budzi się do życia z pełną mocą i nową energią. I może teraz wszyscy czujemy niepewność, zastanawiamy się czy w ogóle jest sens biegać, trenować, bo przecież nie ma do czego – to naturalne. Ale to świetny czas, żeby na nowo odkryć w sobie pasję do biegania, zostawić na chwilę plany treningowe i cieszyć się każdym kilometrem, jak dziecko ulepioną w piaskownicy babką. Po dwóch tygodniach lockdownu liście są bardziej zielone, niebo bardziej niebieskie, a las pachnie intensywniej. Można czerpać radość z każdego biegowego kroku. A jak wszyscy spotkamy się na szczawnickim moście, przepraszam, wtedy już starcie, to wygenerujemy tam taką moc, że będzie nas widać z kosmosu. Tomek Lipiński już w latach 80-tych wiedział, że „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”. I to już niedługo!

W ostatnich latach promowaliśmy Pieniny Ultra-Trail hasłem „tu zaczyna się przygoda”. Jednak od pierwszego covidowego lockdownu mija już rok i mamy wrażenie, że bardziej pasowałoby teraz hasło „przygoda, która nigdy się nie kończy”. Trochę to zabawne, ale jednocześnie wyczerpujące, żeby podtrzymywać przez wiele miesięcy tak duży projekt pod kroplówką. Przy każdej zmianie terminu liczyliśmy na to, że ten nowy pozwoli nam na zorganizowanie wydarzenia w klasycznej formule, ze startem masowym, rywalizacją na najwyższym poziomie i niepowtarzalną energią, którą wspólnie z Wami kreujemy w ten jeden weekend. To było coś, z czego za wszelką cenę nie chcieliśmy rezygnować. Ale czas płynie, a data uwolnienia tak dużych eventów, jak nasz wydaje się bardzo odległa, więc uznaliśmy, że nadszedł moment, w którym to podejście trzeba dostosować do możliwości…